RSS
Facebook
Twitter

niedziela, 23 września 2012

Dwa posty temu mówiłam o zmianach, prawda? Że chciałabym częściej pisać... No i znalazłam sposób!

"Pisane w 3 minuty!" to cykl krótkich opinii na temat książek, które pełnowartościowej recenzji autorstwa Jen się nie doczekają (względnie będą czekać na nią dość długo...). Nie oszukujmy się - pisanie normalnych recenzji zajmuje mi masę czasu (3-4h jedna recenzja koniecznie pod wpływem weny - bo bez weny to nawet nie warto się męczyć - , która godziny szczytu osiąga mniej więcej 16-19), więc często nie mam na to sił, a jednak strasznie chcę się w wami podzielić opinią o jakiejś książce (ewent. przelać na ekran komputera wszystko, co mi leży na sercu). Z tego też względu postanowiłam utworzyć "dział" na blogu, w którym będę krótko, szybko(!) i na temat oceniać daną pozycję książkową (najczęściej). Mam nadzieję, że w ten sposób będę mogła być bardziej aktywna na blogu.



Jakże trudne, a jednocześnie zabawne może być życie studenta – szczególnie tego ze słowiańskim temperamentem! Nie ważne jednak co by zrobiła polsko-rosyjska grupa pijanych studentów i tak nie byliby w stanie dorównać W.Rednej adeptce VIII roku Magii Praktycznej w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Wolha nie raz zaraziła się na gniew profesorów, stawiając na drzwiach wiadro lodowatej wody czy sprzedając się nędznemu na bandycie z zardzewiałym nożem. Dziewczyna posiada jednak nadzwyczajne umiejętności (bynajmniej nie chodzi o umiejętność przenoszenia alkoholu na teren szkoły). W końcu na super niebezpieczną misję w państwie wampirów - Dogewie - która pochłonęła już 13 magów z doświadczeniem nie wysyła pierwszej z brzegu adeptki - a już na pewno nie takiej, która co chwila wpada w poważne tarapaty (nawet jeśli jej na tym specjalnie nie zależy - co zdarza się dość rzadko).
Tak czy inaczej - Wolha wpakowała się w niezłe bagno: czas spędzany w Dogewie musi rozdzielić między zabijającego wampiry potwora, pisanie pracy semestralnej, obalanie wampirzych mitów (lustra, czosnek, światło słoneczne...) i spotkanie się z niewymownie przystojnym wampirem. Niekoniecznie w tej kolejności.


tak!, Tak!, TAK! Tak w skrócie mogę określić, co myślę o książce. Historia jaka towarzyszyła poszukiwaniu pierwszej części przygód Wolhi jest długa i męcząca, jednak w ostatecznym rozrachunku nie żałuję żadnego wysiłku, który włożyłam w polowanie na książę. Czym mnie tak zachwyciła?
"Zawód: Wiedźma" to opowieść o niezwykle ironicznej, cynicznej i młodocianej wiedźmie, której niestraszne jest radzenie sobie w trudnych sytuacjach, zabijanie strzyg i innych potworów, pyskowanie ze złodziejem, czytanie królewskiej korespondencji i podglądanie ich właściciela w czasie kąpieli. Wolha nic sobie nie robi z taktu i dobrego zachowania. Jest szczera do bólu, inteligentna jak diabli i niebezpieczna niczym pijany kierowca. No i jest jeszcze oczywiście Len. A właściwie Wielce Szanowny Władca Dogewy, Szlachetny Arr'akktur tor Ordwist Sz'eonell z klanu... i tak dalej i tak dalej... Równie inteligentny jak zabawny i przystojny. Władca mądry i rozsądny z zapędem do brania wzoru z króla Salomona. W duecie z Wolhą potrafią zmienić cały otaczający (nie tylko) ich świat - na równie pokręcony co oni.
Oboje sobą postaciami niezwykle charakterystycznymi, barwnymi, ciekawymi i urzekającymi, że nawet gdyby przygody, które ich spotkają, nie miałyby w książce miejsca, nie moglibyśmy się od niej oderwać. W trio z otaczającym wszystko niczym pierzynka humorem, bohaterowie i fabuła sprawiają, że do książki chce się powracać często i na długo. I zdecydowanie właśnie to trio (na feacie z fenomenalną okładką) sprawiło, że zakochałam się w cyklu o W.Rednej i polecam każdemu, kto dobrze czuje się w towarzystwie osób niepogardzających ironią i szaleńczą zabawą we wschodnioeuropejskim wymyśle średniowiecznej scenerii.

Autor: Olga Gromyko
Tytuł: Zawód: Wiedźma (cz.1)
Seria: Cykl W.Rednej (nieoficjalnie)
Tłumacz: Marina Makarevskaya
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 19 października 2007

W cyklu:

  1. Zawód: Wiedźma część 1
  2. Zawód: Wiedźma część 2
  3. Wiedźma opiekunka część 1
  4. Wiedźma opiekunka część 2
  5. Wiedźma naczelna

-----------------------------------------------------------------------
OGŁOSZENIA PARAFIALNE!
Po pierwsze: Od trzech tygodni dzielnie walczę z liceum. Chyba ostatnio nawet trochę wygrywam, bo udaje mi się czytać w ciągu tygodnia, co mi się nie zdarzało od 3 września. Póki co jednak szkoła wysysa ze mnie ostatnie siły, stąd też odpisywanie na co poniektóre komentarze po dwóch tygodniach. Z kolei wszystkie siły, które regeneruję w czasie weekendu, poświęcam na "odbudowanie" flory i fauny mojego laptopa, gdyż ponieważ nie zdążyłam przegrać większości plików przed formatem. No cóż. Życie bywa okrutne.
Wierzcie mi, że staram się jak mogę, by ten blog żył.

Po drugie: liczę, że spodobało wam się "Pisane...", bo obawiam się, że w najbliższym czasie takich postów będzie najwięcej (patrz: po pierwsze). Liczę jednak na konstruktywną krytykę odnośnie tego projektu i może jeszcze na jakieś ciekawe pomysły odnoście blogowej aktywności ;)

niedziela, 9 września 2012




„- A kto pozwoli Riernowi tak samowładczo zarządzać Adejną?
- A czemu by nie? Szerrin jest moją narzeczoną, można powiedzieć, za pięć minut żona. Tak że za Adejnę będę decydować ja!
- A u nas, w Ettarmie, mówią ‘choć przyrzeczona to jeszcze nie żona, a za pięć minut to i świnia u koryta zdechnie, jeżeli jej pora nastała.’ ”




Sojusz ośmiu królestw zapomniał już, czym jest prawdziwa wojna. Czym jest ochrona ziem, podróż na pole bitwy, strach przed śmiercią podczas walki. Ale nie na długo. Zbliża się konflikt kontynentalny. O być albo nie być. I to wcale nie jest takie oczywiste, że państwa Sojuszu Nadrzecznego zwyciężą w tej walce. I nie jest też wcale powiedziane, że nie będzie to wojna międzyrasowa.
Wszystko się zaczyna i wszystko się kończy. Wzrasta i opada. Rodzi się i umiera. Nic nie pozostaje niezmienione. Klimat również. Na zarzeczne stepy nadciąga susza. Wiatry zmieniają swój kierunek. Prądy morskie znikają i pojawiają się w zupełnie innych miejscach. Ludowi stepu to się nie podoba. Nie zamierzają skazywać się na głodową śmierć. A to znaczy, że muszą siłą wydrzeć urodzajne ziemie Sojuszu.
Na szczęście król Lermett ma plan. Skomplikowany i trudny do realizacji, ale jednak w pełni realny. Wystarczy tylko przekonać do niego step i, co gorsza, swoich sojuszników.

Każdy, kto czytał „Tae ekkejr!” doskonale zna historię o synu i matce, o Riadzie i Najlissie, o dwóch stolicach Najlissu, które choć mogły walczyć przeciw sobie, postanowiły walczyć ramię w ramię z wrogiem. Dla osób, które pierwszego tomu nie czytały, w telegraficznym skrócie: sześćset lat wcześniej podczas ataku koczowników, jak zawsze po wybraniu nowego argina, nowy król Najlissu postanowił zbudować nową stolicę, ponieważ Riada za bardzo kojarzyła się wszystkim ze starym królem-tchórzem, który niemal nie poddał się koczownikom. Nowa stolica była najpiękniejszym miastem zbudowanym przez ludzi i w sumie Riada zaczęłaby naprawdę śmiertelnie zazdrościć jej piękna, gdyby… tylko zdążyła. A nie zdążyła, ponieważ koczownicy postanowili ją zaatakować. Na ratunek jednak przybyło miasto Najliss i król Ilent, witając Riadę słowami: „Syn nie może porzucić matki w nieszczęściu, inaczej żaden z niego syn”. Nim się jednak Najliss po wygranej bitwie pod Riadą nie obejrzał, koczownicy już atakowali jego mury obronne. Nowa stolica nie musiała się jednak długo sama bronić, bo z odsieczą przybyła Riada oświadczając, że „Żadna matka syna w biedzie nie zostawi”.