RSS
Facebook
Twitter

sobota, 14 września 2013

Jeff Noon - Wurt

Zajrzyj do głowy obcego człowieka. Przejdź się skąpanymi w deszczu ulicami wraz z ekipą malkontentów naszprycowanych najsilniejszym narkotykiem, jaki można sobie wyobrazić. Tyle że piórka Wurta nie są zabawką dla mięczaków. Jak powiada tajemniczy Kot Gracz: „Bądź ostrożny, bardzo ostrożny”. Lecz Skryba go nie słucha. Chce odszukać utraconą miłość. Wyrusza na poszukiwania Żółci – najsłynniejszego, może wręcz mitycznego piórka. Skoro zaś ma do czynienia z najsilniejszym narkotykiem na świecie, musi być przygotowany na porzucenie rzeczywistości, w której żył dotychczas.


"Są rzeczy ważniejsze od innych, i nic nie poradzę, że czyni mnie to złym."

Za każdym razem, gdy zabieram się na którąś z książek z MAGowego cyklu "Uczty Wyobraźni", towarzyszy mi pewnego rodzaju strach i niepewność. Do tej pory z ową serią spotkałam się kilka razy i każdy z tych razów był naprawdę fantastyczny i zapadający w pamięć. Czasem nawet nieco za mocno, biorą pod uwagę, że po lekturze "Trojki", która mimo wszystko mi się bardzo spodobała, starałam się trzymać od "Uczty..." daleko. Gdy więc "Wurt" ostatecznie trafił w moje ręce, jednocześnie pełna obaw, zniecierpliwiona i podekscytowana wzięłam się za lekturę pierwszej i wcale nie takiej nowej powieści Jeffa Noona.

"Idę po was, wy wszyscy, których straciłem."

Jeśli liczycie na to, że "Wurt" będzie leniwą, narkotyczną, jaskrawą, przepełnioną górnolotnymi porównaniami czy sentencji, których nie powstydziłby się sam Paolo Coelho, i nieco poza granicami rozumu czy zdrowego rozsądku, czyli taką, na jaką wskazywałby opis, mówiący o świecie na haju, książką, możecie, Kiciusie kochane, od razu odłożyć ją z powrotem na półkę w księgarni, jeżeli jej jeszcze nie kupiliście. A jeżeli ten tak bardzo intymny akt dla książkoholików zaistniał, no cóż... Albo musicie się pogodzić, że wydaliście pieniądze w błoto, albo zrobić komuś niespodziankę i "Wurta" swojemu bliźniemu sprezentować. At, Kocicy na przykład. Kocica się nie obrazi za jeszcze jeden egzemplarz - Kota i Kociątek nigdy jej nie dość. Istnieje jeszcze trzecia możliwość... Przełamać barierę pierwotnego wrażenia po opisie i jednak książkę przeczytać. Muszę was jednak ostrzec: jeśli zdecydujecie się na lekturę "Wurta" musicie pożegnać się z myślą, że żółte piórka będą się wam kojarzyło wyłącznie z kanarką Tweety ze słynnej kreskówki; gdy zobaczycie psa, nie będzie wam przechodzić na myśl jak mogłaby wyglądać jego hybryda z, powiedzmy, robotem czy człowiekiem; a przede wszystkim, że będziecie życzyć starszej pani w śpiączce, by się wybudziła jak najszybciej. Właściwie, to będziecie jej życzyć, by w tej śpiączce wytrwała jak najdłużej. I żeby, broń Boże, nie umierała. Choćby nie wiadomo co.
Ale przede wszystkim, Kiciusie, pamiętajcie, że "Wurt" to Żółć w najczystszej  postaci. A żółcie nie mają opcji odskoku.
Bądźcie bardzo, ale to bardzo ostrożni.
Kocica was ostrzegła.

"W imię tego, co utraciłem i co zyskałem, część tej opowieści poświęcam tobie, Bridget. Gdziekolwiek teraz jesteś."

Ponieważ jestem bardziej wyrozumiała niż Kot, ostrzegę was jeszcze raz, Kiciusie. Bądźcie cierpliwi. I inteligentni. I zachowajcie zimną krew. Kiedy zaczniecie lekturę "Wurta", Wurt połknie was natychmiast bez żadnego okresu przejściowego. Zostaniecie wyrzuceni w sam środek wydarzeń, bez jakiegokolwiek przygotowania. Zaleje was ogrom terminów, osób, stworów i zdarzeń. Zachowajcie spokój. Bo tylko najspokojniejszy, najinteligentniejsi i najcierpliwsi przetrwają. Bo Alicja wie najlepiej jaki jest Wurt, więc stworzyła dla was Kota. By Kot nad wami czuwał. Powie on wam wszystko, co chcecie wiedzieć. Ale w swoim czasie. Nie prędzej. I nie później. Kiedy nadejdzie czas, nadejdzie i Kot. Czekajcie. I bądźcie czujni.

"Na niektóre rzeczy trzeba czekać całe życie, i część tej opowieści poświęcona jest tobie, Tristanie."

Z racji, że Kocica ostatnio większość czasu poświęca na przygotowania do ustnej matury z j. polskiego (i pisemnej z fizyki. I na robienie pracy domowej z matmy... Ale to akurat mniej ważne w tym momencie), stała się ostatnio bardzo wrażliwa na wszelkie motywy i odniesienia do literatury wieków przeszłych. Jako, że jest jednak rok z nauką w plecy, a ma jeszcze dwa lata pracy przed sobą, większości rzeczy w "Wurcie" nie wyłapała (a jest pewna, że jest ich tam od groma), co jednak nie przeszkodzi jej podzielić się z Kiciusiami tym, co mimo wszystko znalazła.
Pierwsze, które przychodzi człowiekowi na myśl zaraz po przeczytaniu "Wurta" to oczywiście nawiązania do Alicji z krainy Czarów. Jeżeli kiciuś nie domyślił się tego, po obecności Kota (Gracza), to w głowie powinno mu się nieco rozjaśnić, kiedy ów Kot (Gracz) powołał się na Alicję, jako istotę najwyższego stanu i matkę wszelkiej rzeczy. Jeśli jednak nawet to nie rozgoniło ponurych chmurek znad twojej główki, kiciusiu, odsyłam do wiki, gdzie dowiesz się, że Automated Alice, trzecia powieść Noona z uniwersum Wurta, jest jednocześnie "triquelem" (jak lubi mawiać sam autor) do Alicji z Krainy Czarów i "preprequelem" (jak lubię mawiać ja) do pierwszej swojej powieści.
Drugim odniesieniem (i z resztą dość naciąganym; sama bym w życiu na to nie wpadła, bo, muszę się przyznać, to znalazłam przez przypadek w internecie) jest związek Skryby i Desdemony z Orfeuszem i Eurydyką. Na swój zakręcono-wurtowy sposób ma to nawet sens. Długie poszukiwania Skryby na powrócenie Desdemony do "życia" i (1.spoiler!) ich "rozminięcie się" pod koniec książki, może nieść pewne podobieństwo do w/w mitologicznej pary, ale wydaje mi się nie wielkie i, jak już wcześniej powiedziałam, nieco naciągane.
Kolejnym dość naciąganym odniesieniem jest nadanie bohaterom ważnym, acz raczej drugoplanowych, imion "Tristan" i "Desdemona", ale chyba oprócz tych właśnie imion, nic ich ze swoimi pierwowzorami nie łączy. (2.spoiler!) No chyba, że ucinanie dredów przez Tristana po śmierci ukochanej Suzie można podciągnąć pod przenośnię śmierci. Wtedy już trochę bardziej.
"To wam, Mandy i Żuku, Skitrowcom, poświęcam część tej opowieści."

Ostatnim już przeze mnie samodzielnie odnalezionym odniesieniem do klasyki jest Skryba jako bohater przejawiający się zespołem cech werterycznych. Ponieważ już samo to stwierdzenie jest wystarczająco dużym spoilerem, nie będę już ich dalej ukrywać w tym akapicie. No chyba, że któryś kiciuś jeszcze nie wie kim jest Werter. Wtedy taki kiciuś może radośnie pominąć następujące ustępy recenzji, aż do następnego cytatu, bo i tak będzie rozumieć piąte przez dziesiąte.

Primo - uczuciowość. No cóż... Może Skrybie daleko do gwałtownej uczuciowości Wertera czy choćby Lotty, ale w tym psychodelicznym futurystycznym Manchesterze, który przedstawił nam autor, a w którym dane było żyć głównemu bohaterowi, był on z całą pewnością osobą najbardziej uczuciową.
Secundo - świat postrzegany przez pryzmat marzeń i poezji. Poezji to może nie, ale... Bycie non stop pod wpływem Wurta (czyli połączenie marzeń, snów i koszmarów w nie do końca odpowiednich proporcjach) czy też pragnienie bycia w Wurcie przez cały czas, bo Desdemona, można tu spokojcie podciągnąć.
Tertio - zamiłowanie do natury, przyrody. Zanim mnie o cokolwiek oskarżycie (szczególnie o rzucanie bezpodstawnych porównań do Wertera na prawo i lewo), przypomnijcie sobie Manchester w "Wurcie". Jak Skryba miał kochać ten szary i ponury świat, w którym WSZYSCY ćpają, by się od niego uwolnić? Nie da się, kociaki. Nie da się. Z resztą wam też wasz świat do końca nie podoba, skoro poświęcacie tyle czasu na czytanie książek, granie w gry i oglądanie telewizji, zamiast przespacerować się miejskmi i podmiejskimi uliczkami. Podobnie więc zaś czyni Skryba, który, o ile dobrze pamiętam, kiedy spotkał się w jednym z wurtowych snów z Desdemoną w miłym, zielonym,  pogodnym miasteczku, zachwycał się nad każdym kwiatkiem i drzewkiem.
Quatro - kult miłości. Podobnie jak z uczuciowością. Z resztą, kiciusie, heloł, oddał swoje życie za Desdemonę. Tak bardzo ją kochał. Hmmm?
Quinto - umiłowanie dzieci. No dobra. Cofam to, co powiedziałam przy naturze. Nie wszyscy ćpają. Wurtem zaciągają się jedynie dorośli, staruszkowie i młodzież. Dzieci natomiast, jak to dzieci w książkach, są niewymownie niewinne i nieskalane narkotykiem. Toteż nic dziwnego, że Skryba raczej nie za często ma z nimi kontakt. W pewnym momencie pojawia się jednak przy boku Skryby ktoś taki jak Skierka i choć dziecię nie ukończyło nawet 10 lat, przez pewien okres cały swój czas spędzała ze Skrybą, który traktował ją jak młodszą siostrę - i chodzi mi o tą zdrową relację brat-siostra, a nie tę... wurtową :).
Sexto - bunt wobec świata. I nie tylko wobec tego psychodelicznego Manchesteru czy wurtowej rzeczywistości, ale również wobec meta- i wymiaru Kota Gracza. Bo stanięcie twarzą w twarz z Kotem nie jest rozrywką przeznaczoną dla pochmurnych potakiwaczy, którzy są zbyt słabi, by w ogóle chcieć coś zmienić w ich ponurym świecie.
Septimo - samotność i osamotnienie. ... Naprawdę muszę coś tu wyjaśniać?
Oc... *przełyka ślinę ze zdenerwowania i wypatruje zbliżającego się Śmierci*...tavo - samobójstwo. No dobrze, dobrze. Skryba może nie popełnia typowego samobójstwa, ani też nie pożycza od najlepszego przyjaciela i największego rywala zarazem pistoletów, na podobieństwo Wertera, jednakże oddaje swoje życie na rzecz życia Desdemony, przez co już na zawsze zostaje uwięziony w Wurcie. A właściwie nawet wyrzucony poza Wurta, tam, gdzie swoje miejsce ma Kot, Wąchający Generał i Alicja.

"- (...)wiem tylko, że ten świat jest piękny i że ty jesteś moim bratem, i że powinniśmy zostać tu na zawsze. Zrobimy tak, Skrybo?
-Nie."

Ojoj. Troszkę mi się rozpisało. A ja nawet nie liznęłam Okruchów z Pałacu Snów! Przecież to bardzo ważny prezent od naszego autora na XX-lecie istnienia Wurta!
Co mówicie, Kiciusie? Że Kocica powinna już dziś zejść ze sceny i powrócić później, w odpowiedniej chwili? Wziąć przykład z Kota? No dobrze, dobrze. Skoro tak uważacie...

Jeszcze tylko kilka słów podsumowania... Przecież nie można odejść tak bez pożegnania...

Ktoś* kiedyś powiedział: "Wurt” nie stracił nic ze swojej oryginalności i siły oddziaływania… Kiedy cały świat jest na prochach, jego obraz nie może nie być dystopijny, ale dzięki prawdziwym ludzkim uczuciom nie traci realizmu i wyróżnia się autentycznym pięknem, jak tęcza odbita w kałuży ropy… „Wurt” był lekturą obowiązkową w 1993 roku i pozostał nią w 2013." Zgadzam się w 100%. Zaczynając od świata na prochach (honestly, to właśnie dzięki temu sformułowaniu postanowiłam sięgnąć po książkę), przez autentyczne piękno i tęczę odpitą w kałuży ropy (to z kolei przypomina mi pewien dość typowy cytat z Wiedźmina z gwiazdami i ich odbiciem w jeziorze, którego od kilku tygodni za nic nie mogę sobie przypomnieć), po stwierdzenie, że "Wurt" był pozycją obowiązkową w 1993 i pozostał nią w 2013.
Ktoś kiedyś również powiedział (zapewne wydawca albo ludzie od marketingu, którzy wówczas nie wiedzieli, że takie chwyty nie zachęcają ludzi do lektury książki, a wręcz przeciwnie), że Noon to Philip K. Dick lat 90. Zawsze ciężko mi szło pisanie takich hiperbolizacji i za każdym razem niewyobrażalnie trudno mi było się z tym zgodzić, nawet jeśli tkwiło w tym ziarno prawdy.  Podejdę więc do tej sprawy nieco od innej strony. Czytałeś Dicka i ci się spodobał? Sięgnij po Noona. Czytałeś i nie bardzo przypadł ci do gustu? Sięgnij po Noona. Nie czytałeś? Nadal sięgnij po Noona.
I pamiętajcie, Kociaki.
Bądźcie bardzo, ale to bardzo ostrożne.

*SciFiNow /cytat z okładki książki i strony wydawnictwa

Autor: Jeff Noon
Tytuł: Wurt. Okruchy z Pałacu Snów
Seria: Wurt
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
Tłumacz: Jacek Manicki, Wojciech Szypuła
Liczba stron: 353
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 14 czerwca 2013