RSS
Facebook
Twitter

niedziela, 9 września 2012




„- A kto pozwoli Riernowi tak samowładczo zarządzać Adejną?
- A czemu by nie? Szerrin jest moją narzeczoną, można powiedzieć, za pięć minut żona. Tak że za Adejnę będę decydować ja!
- A u nas, w Ettarmie, mówią ‘choć przyrzeczona to jeszcze nie żona, a za pięć minut to i świnia u koryta zdechnie, jeżeli jej pora nastała.’ ”




Sojusz ośmiu królestw zapomniał już, czym jest prawdziwa wojna. Czym jest ochrona ziem, podróż na pole bitwy, strach przed śmiercią podczas walki. Ale nie na długo. Zbliża się konflikt kontynentalny. O być albo nie być. I to wcale nie jest takie oczywiste, że państwa Sojuszu Nadrzecznego zwyciężą w tej walce. I nie jest też wcale powiedziane, że nie będzie to wojna międzyrasowa.
Wszystko się zaczyna i wszystko się kończy. Wzrasta i opada. Rodzi się i umiera. Nic nie pozostaje niezmienione. Klimat również. Na zarzeczne stepy nadciąga susza. Wiatry zmieniają swój kierunek. Prądy morskie znikają i pojawiają się w zupełnie innych miejscach. Ludowi stepu to się nie podoba. Nie zamierzają skazywać się na głodową śmierć. A to znaczy, że muszą siłą wydrzeć urodzajne ziemie Sojuszu.
Na szczęście król Lermett ma plan. Skomplikowany i trudny do realizacji, ale jednak w pełni realny. Wystarczy tylko przekonać do niego step i, co gorsza, swoich sojuszników.

Każdy, kto czytał „Tae ekkejr!” doskonale zna historię o synu i matce, o Riadzie i Najlissie, o dwóch stolicach Najlissu, które choć mogły walczyć przeciw sobie, postanowiły walczyć ramię w ramię z wrogiem. Dla osób, które pierwszego tomu nie czytały, w telegraficznym skrócie: sześćset lat wcześniej podczas ataku koczowników, jak zawsze po wybraniu nowego argina, nowy król Najlissu postanowił zbudować nową stolicę, ponieważ Riada za bardzo kojarzyła się wszystkim ze starym królem-tchórzem, który niemal nie poddał się koczownikom. Nowa stolica była najpiękniejszym miastem zbudowanym przez ludzi i w sumie Riada zaczęłaby naprawdę śmiertelnie zazdrościć jej piękna, gdyby… tylko zdążyła. A nie zdążyła, ponieważ koczownicy postanowili ją zaatakować. Na ratunek jednak przybyło miasto Najliss i król Ilent, witając Riadę słowami: „Syn nie może porzucić matki w nieszczęściu, inaczej żaden z niego syn”. Nim się jednak Najliss po wygranej bitwie pod Riadą nie obejrzał, koczownicy już atakowali jego mury obronne. Nowa stolica nie musiała się jednak długo sama bronić, bo z odsieczą przybyła Riada oświadczając, że „Żadna matka syna w biedzie nie zostawi”.


Czemu o tym wspominam? Ponieważ „Tae ekkejr!” jest takim książkowym odpowiednikiem Riady, a „Lare-i-t`ae” – Najlissu. Pierwsza część cyklu Najlisskiego jest owszem książką dobrą, ale nie może równać się z potęgą, lekkością i pięknem swojej kontynuacji. I choć obie mogłyby patrzeć na siebie spode łba, stają ramię w ramię w walce o uwagę czytelnika, mając za wroga zachodni chłam. Bo jaki syn podnosi rękę na matkę, a jaka matka zostawia syna na pastwę losu, gdy drzwi rodzinnego domu wywarza wrogie wojsko.

„-(…) Arien, ona kocha jednego z nas, i to bez wzajemności. (…) 
- Oj, będzie z tym biedy! – mówił Arien, żywo przedstawiając sobie, jak to jest być przedmiotem nieodwzajemnionej miłości. – Inna sprawa, że serce się kraje nad tym biedactwem, ale jemu: dobrze tak! Chciałbym wiedzieć, który to ślepy idiota! Taka dziewczyna… nie, no naprawdę rzadki bałwan! Wprost bajeczny!
Ileri rzuciła mu spojrzenie dalekie od zachwytu.
- To prawda – rzekła powoli. – I obawiam się, że to bardzo smutna bajka.”

Zapowiedzią zmian jest już rozdział drugi, czyli „Ognie sygnałowe”. Po pierwsze – sam fakt, że ów rozdział istnieje, jest wielką zmianą. Gdyby nie kropki, gwiazdki i inne ozdobniki, „Tae ekkejr!” czytałoby się ciurkiem, bez przerw. Od czasu do czasu jedynie na krótką chwilę przenosimy się do Seltiego i jego pragnienia zemsty, by jednak szybko wrócić do wątku Lermetta, Ariena i reszty niesfornych elfów. Tym czasem zdecydowanie grubsze „Lare-i-t`ae” podzielone jest na 14 rozdziałów (+ prolog, epilog oraz niezastąpiony i rozszerzony o nowe pojęcia glosariusz), zdecydowanie ułatwiające czytanie. Zawsze byłam zwolenniczką rozdziałów (szczególnie tych nazywanych, a nie jedynie numerowanych), więc zmiana ta mnie wielce cieszy.

Po drugie – linie fabularne! Jak wspominałam przed chwilą, fabuła „Tae ekkejr!” dzieli się typowo na wątek główny (Lermett i Enneari) i wątek poboczny (Selti). Tym czasem „Ognie sygnałowe” są zapowiedzią co najmniej 9 różnych wątków, każdy równie ważny, każdy równie interesujący, każdy równie istotny. Co i rusz przeskakujemy z bohatera na bohatera, śledzimy coraz to różniejsze wydarzenia i poznajemy coraz to ciekawsze informacje, więc nie ma mowy o jakimkolwiek znużeniu historią (a co możemy czasem zarzucić pierwszej części cyklu).

O ile "Tae ekkejr!" jest książką typowo przygodową, budową bardzo podobną do noweli, skierowaną do ściśle określonego odbiorcy, tak po "Lare-i-t`ae" może sięgnąć każdy, kto choćby w najmniejszym stopniu lubi fantastykę - możemy tu znaleźć subtelny, acz niezwykle ważny wątek miłosny, przygodę, zagadkę, politykę, sensację, humor. "Lare-i-t`ae" to już nie tylko opowieść o przyjaźni między człowiekiem, a elfem. To opowieść o ludziach, o ich naturze, emocjach, wiedzy. O miłości, nienawiści, lojalności, zdradzie, głupocie, inteligencji, dobru i źle. Wszystkich (!), którzy są już po lekturze "Tae ekkejr!" zachęcam do sięgnięcia po "Lare-i-t`ae", a tym, którym obcy jest cykl Najlisski serdecznie polecam lekturę obu książek - w tempie natychmiastowym!
A ja tym czasem pójdę zrobić porządek na półeczce "Ulubione", bo nie mam już na niej miejsca, a trzeba wcisnąć na nią książki Eleonory Ratkiewicz.

 „- Arien – powiedziała… i wystraszyła się. – Może… mnie nie wolno w ten sposób się do ciebie zwracać?
Enneari chciał jej powiedzieć, lecz nie zdążył.
- Wolno, wolno – szybko wtrąciła Ileri, nim otworzył usta. – Jak najbardziej.
(…) Imię ‘Arien’ pasowało do elfa nawet bardziej niż ‘Enneari’. Ono nie tylko lgnęło do niego, ono nim było – lecz Szerrin z jakiegoś powodu było niewyobrażalnie trudno wymówić je po raz drugi… Nie zwyczajnie trudno – nie sposób…! Do tej chwili, kiedy Szerrin nieustraszenie wyszeptała je w twarz nocnej ciemności i uśmiechnęła się zwycięsko.
Arien.”


Autor: Eleonora Ratkiewicz
Tytuł: Lare-i-t`ae
Seria: Cykl Najlisski
Tłumacz: Ewa Białołęcka
Liczba stron: 520
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 25 maja 2012

"Lare-i-t`ae" autorstwa Eleonory Ratkiewicz dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Fabryka Słów. Ślicznie dziękuję ;)

13 komentarzy:

  1. Teraz to na pewno muszę przeczytać. :)
    Szkoda, że takie książki niestety przegrywają walkę o popularność z zachodnim chłamem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... Ale kto wie... Wschód się rozwija, to może i tamtejsza literatura stanie się bardziej popularna :) Ot, taki Kajtek Czarodziej na przykład :D. Słyszałaś o tej akcji? ;>

      Usuń
    2. Mój "musk" dziś nie działa. :P O Kajtku Korczaka słyszałam, ale nie czytałam jeszcze tej książki. :(

      Myślę, że tylko czytelnicy, czyli MY, możemy wszystko zmienić. Nieraz widziałam komentarze w stylu: "tam są polskie imiona?! Nie czytam!" :/

      P.S. Twoje słowa sprawiły, że zaczynam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z wystawiania oceny. ;)

      Usuń
    3. Ja też niestety jeszcze nie czytałam, więc jak najszybciej muszę nadrobić zaległości :). Choć nie powiem - trochę obawiam się tej pozycji...

      O matko! Naprawdę? O.o Nie czytać książki, bo jest polska? O.o W takich momentach tracę wiarę w ludzkość...
      Koniecznie musimy to zmienić! Może stworzyć jakąś akcję albo wyzwanie na blogach typu "Czytam wschodnią fantastykę" (albo ogólnie "Czytam wschodnią literaturę". Albo wschodnioeuropejską :) ) :D.

      PS
      Za prawdę, za prawdę powiadam Ci - stawianie ocen dla recenzenta to zło! :D
      A tak na serio - cieszę się, że liczysz się z moim zdaniem i że widzisz w nim inspirację do zmian :)

      Usuń
    4. Jestem za akcją "Czytam wschodnioeuropejską literaturę". Tylko czy znajdą się inni chętni? Cóż, pożyjemy - zobaczymy. :)

      P.S. Czytałaś kiedyś o eksperymencie Tirin? ;)

      P.S.2. Czy mówiłam już, że lubię z Tobą rozmawiać?

      Usuń
    5. (refleks szachisty, jasna pogoda... -.-')
      Oj, no jacyś muszą się znaleźć :D. Na początku jednak zainicjujmy jakoś tę akcję :D

      Nie, o eksperymencie Tirin nic nie słyszałam O.o A o co chodzi? (Ech, zdecydowanie muszę częściej czytać jej bloga)

      Nie, nie mówiłaś. Też lubię z Tobą rozmawiać! :3 Za każdym razem jak piszę recenzję, nie mogę się doczekać pierwszego komentarza od Ciebie i naszej dyskusji, która się pod nim rozwinie :D.

      Usuń
    6. Teraz to ja mam refleks szachisty. :P

      Widzę, że akcję już rozpoczęłaś etykietką. ;) Też muszę tak zrobić, a jak będę miała czas, to napiszę jakiegoś posta. ;)

      A eksperyment Tirin jest w sumie mało znany. Dwa-trzy razy Tirindeth napisała recki bez oceny. Na pytanie czy zapomniała wpisać ocenę, odpowiedziała, że nie, ale chciała po prostu sprawdzić, czy takie recenzje mają gorsze statystyki. Jak się okazało, opinie z oceną są popularniejsze i są chętniej czytane. To tyle. :) Nie wiem, czy sama bym to zauważyła.

      Natomiast ja za każdym razem, jak piszę pierwszy komentarz pod Twoją recenzją, nie mogę doczekać się od Ciebie odpowiedzi. Jest jedną z nielicznych osób, które lubią dyskutować w komentarzach. :D

      Usuń
    7. Tobie jest wybaczone - w końcu to nie ty dostajesz powiadomienia o nowych komentarzach pod moim postem.

      Jak na razie jedynie etykietką, bo niestety na jakiegoś konstruktywnego posta na chwilę obecną nie mam oni czasu, ani siły.

      Ech, coś w tych ocenach jednak jest. W końcu o wiele łatwiej i szybciej jest spojrzeć po prostu na daną notę, zamiast czytać całe podsumowanie, o całej recenzji nie wspominając.

      Ech, i wzajemnie. Ilekroć napiszę jakiś komentarz, który mógłby zachęcać do dalszej dyskusji, ludzie mnie ignorują i nie odpowiadają na komentarz w ogóle. O Boru! Jak dobrze, że mam jeszcze Ciebie :)

      Usuń
  2. Akurat to podsumowanie uważam za najsłabszą część recenzji, no ale ok...
    Nie martw się - przyzwyczaisz się nawet nie wiesz kiedy :D.
    Poniedziałkowe spotkania na przystanku nadal aktualne :D. Wystarczy, że powiesz, a ci przyniosę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka jest po prostu doskonała *_* Co do ksiązki - może kiedyś będzie okazja, to chętnie się zapoznam z tą lekturą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że książka komuś się podoba. Ja osobiście przezywałam katusze w trakcie jej czytania. Parę razy miałam nawet ochotę rzucać nią o ścianę :)

    OdpowiedzUsuń