RSS
Facebook
Twitter

wtorek, 6 sierpnia 2013


Kelsey nie pozwoli na to, by jeden błąd zrujnował jej życie. Owszem, wyleciała z poprzedniej szkoły, a jej dawni przyjaciele zamilkli, ale to jeszcze nie koniec świata. Teraz, w nowym liceum, dziewczyna koncentruje się przede wszystkim na nauce i stara się nie powtarzać dawnych błędów.
Isaaca wyrzucono z tylu szkół, że on sam nie potrafi ich policzyć. Jako syn senatora jest pod wnikliwą obserwacją. Concordia High to jego ostatnia szansa – jeśli i tu zawiedzie, wyląduje w placówce z internatem.
Już przy pierwszym spotkaniu Kelley i Isaac wywierają na sobie ogromne wrażenie. Ona ma go za utytułowanego dupka. On traktuje ją jak zadzierającą nosa snobkę. Ale mija trochę czasu i niechęć przeradza się w fascynację. Problem w tym, że świat nie jest doskonały. Kelley i Isaac mają swoje sekrety i choć są w sobie naprawdę zakochani, jest coś, co może zrujnować ich związek – prawda.

Chociaż pisząc recenzję "Pauli..." mówiłam, że po obyczaje sięgam równie chętnie jak po fantastykę, nie da się ukryć, że mimo wszystko jestem zagorzałą fanką tego drugiego gatunku. Moje przekonanie, że obyczaj też dobra książka wzięło się stąd, że raczej stawiam na rodzime autorki, które są szerzej znane polskim czytelniczkom, a wiadomo - co polskie to dobre ;). Od tamtego czasu jednak troszkę się zmieniło ponieważ... jakby to powiedzieć... "Piosenki dla Pauli" skutecznie odstraszyły mnie od zagranicznych obyczajów. Jednakże po kilku(nastu) tygodniach rozmyślań postanowiłam zaryzykować i zaopatrzyć się w dwa, wówczas nowe, obyczajowe pozycje od Jaguara - "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" i "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele". Dzisiaj postanowiłam się wypowiedzieć na temat pierwszej pozycji, pióra Lauren Barnholdt, autorki, którą część polskich czytelników już zna (z pozycji, po które wolałam nie sięgać. Tym większe były moje obawy związane z lekturą jej najnowszej powieści), a z którą ja spotykam się po raz pierwszy.

*stop*
...

*pięć minut później*
...

*dwanaście minut później*
...

*dwadzieścia minut później, tuż po karmieniu kota*

Przeglądając swój egzemplarz "...prawdy" w poszukiwaniu natchnienia lub choćby zalążka pomysłu* na tę recenzję**, do głowy wpadła mi jedna jedyna myśl. "Dobre złego początki". Bohaterowie książki - Kelsey i Isaac - przekonali się o tym aż za dobrze.
Bo czym jest kilka niewinnych kłamstewek, służących wyłącznie do delikatnego wykorektorowania swojej historii? Takich dosłownie malutkich - czemu zmieniło się szkołę, która to już z kolei, jacy są rodzice czy ilu/ile miało się byłych...Przecież nikt nie będzie sprawdzał takich drobnostek... No i na tym właśnie polega wic życia, że los potrafi okrutnie sobie z nas zażartować, dzięki czemu przez ów kilka drobnych kłamstewek możemy zostać wylani ze szkoły z wielkim hukiem!

Takie przynajmniej miało być założenie. Bohaterowie z każdym kolejnym kłamstwem mieli brnąć przez bagno, by w pewnym momencie uznać, że niemożliwy jest już powrót, że "nie można powiedzieć (już) prawdy". Tymczasem... Finał, oczywiście, był wybuchowy i przez większość książki w żaden sposób nie mogłam się domyśleć, co takiego mogło doprowadzić do sytuacji, w której obojgu bohaterom groziło wydalenie ze szkoły. Nie mogłam, bo kłamstewek, ukrywających tytułową Prawdę było tylko, co kot napłakał, a może i mniej. Pod tym względem na książce totalnie się zawiodłam. Ale, ale! zniechęcony już zapewne lekturą "...prawdy" czytelniku - to jeszcze nie koniec dzisiejszego wpisu.

Nie ma róży bez kolców. To prawda - "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" posiada parę wad (m.in. to, że stanowczo jest zbyt krótka!), ale nie powinniśmy zapominać również o zaletach, których przecież nie zabrakło.

Teoretycznie. I właściwie w tym przypadku praktyka niewiele się różni od teorii, tylko... Czy przewiduje ona, że czytelnik po kilku miesiącach od zakończenia lektury o nich zapomina?
Trochę wstyd się przyznać, ale tak właśnie jest. Pamiętam, że książka wcale nie była taka zła, poniekąd nawet przyjemna i w pewnych aspektach interesująca, ale... Gdybyście poprosili mnie o konkretne przykłady, za nic bym sobie żadnego nie przypomniała. I nie - przewertowanie książki po raz tysięczny nic nie da.

Jak więc, jak można zauważyć, "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, nie skłania do głębszych przemyśleń, nie sprawia, że nie możemy się od niej oderwać. Jest za to pozycją idealną do poduszki po ciężkim dniu w szkole w przerwie między jedną a drugą lekturą.
Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia względem książek podobnych do "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" - było miło przeczytać coś całkiem innego niż do tej pory, ale również nie czuję, żeby takie "odskoki" zdarzały się częściej. Jeżeli zaś chodzi o tę konkretną pozycję od Lauren Barnholdt - nie mam jakoś specjalnie poczucia, że zmarnowałam czas na tę książkę. Ale również nie wydaje mi się, bym częściej po książki tej autorki.

* zmagania z napisaniem recenzji znajdziecie TU
** a czemu w cudzysłowu - odsyłam TU

Autor: Lauren Barnholdt
Tytuł: Nie mogę powiedzieć ci prawdy
Seria: [Grzbiet w kolorze (seria wydawnicza wyd. Jaguar)]
Tłumacz: Natalia Mętrak
Liczba stron: 323
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: październik 2012

Za możliwość zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar :).

8 komentarzy:

  1. Obyczajówki omijam szerokim łukiem, chociaż pewnie kiedyś po jakąś sięgnę. :) A do "Nie mogę powiedzieć ci prawdy" niespecjalnie mnie ciągnie. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja z reguły właśnie też staram się omijać...
      Moją opinię na temat tej książki znasz. Poleciłabym "Na dworcowej", ale ją raczej ciężko dostać... Czytałaś "Z deszczu pod rynnę" Gier? Albo książki Ewy Nowak?

      Usuń
    2. O, Ewy Nowak jakąś czytałam... "Kiedyś na pewno"! :)

      Usuń
    3. I jak ci się podobało? :D

      Usuń
    4. Niezła. Wciąż nie moje klimaty, ale jak na pierwsze spotkanie z obyczajówkami - naprawdę niezła. C:

      Usuń
    5. Green. Przeczytaj Greena!

      Usuń
  2. Całkiem zaciekawiła mnie ta książka. Rozejrzę się za nią:)

    OdpowiedzUsuń