Ktoś kiedyś powiedział (możliwe, że była to nawet moja polonistka, chociaż ręki sobie odciąć nie dam), że dobra recenzja powinna być choćby odrobinę krytyczna. I choć oczywiście staram się, by moje recenzje były dobre, często odpuszczam ten element, bo już nie raz mi się zdarzyło, że po książkę z notą 7/10 bez wspomnienia o wadach w recenzji sięga więcej osób niż po powieść z oceną 9/10, w której było zdanie, mówiące o jakimś małym niedociągnięciu. Cieszę się jednak, że tym razem będę mogła napisać "pełnowartościową" recenzję bez obaw, że książka zostanie niezasłużenie poniżona.
Jednym z plusów książki jest jej tłumaczenie - Alicja Rosenau spisała się na medal. Język jest prosty, lekki. Wchodząc w rzeczywistość "Pożeracza snów" mamy wrażenie, że nie czytamy książki, a słuchamy relacji Ellie. Niestety, choć język jest niesamowicie istotny, nie gwarantuje on książce sukcesu. Nie licząc ostatnich 50 stron (w których panował chaos, ale lepsze to niż nic), w książce nie działo się absolutnie nic. Przez połowę książki Ellie użalała się nad sobą (najpierw, bo nie mieszka w Kolonii, później, że Collin ją odtrąca), przez ćwierć spotyka się z Collinem, a ćwierć zajmują sny (którymi też nie jestem usatysfakcjonowana, ale o tym za chwilę). Byłam wniebowzięta, kiedy Leo albo Blackburn brali sprawy w swoje ręce, opowiadając pannie Sturm o sobie i o swoich przeżyciach, bo życie Elisabeth było niemiłosiernie nudne.
Sny!
Kocham je! Ubóstwiam. Pragnę poznać wszystkie tajemnice, topić się w nich i obserwować je z góry. I mam wrażenie, że autorka "Pożeracza" kocha je równie mocno jak ja. Jednak to, co zaserwowała mi Bettina Belitz nie było nawet przystawką, nie mówiąc już o głównym daniu. Po książce spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego (no dobrze, może bez tego "naprawdę"), jeśli chodzi o dziedzinę snów, tymczasem ledwie liznęliśmy temat. Wątpię, żeby chodziło tu o niewystarczającą wiedzę w tym temacie, jestem więc niezmiernie ciekawa, czemu w książce jest tak mało o tym cudownym stanie umysłu i ducha.
Jeśli chodzi o bohaterów... Są dobrze wykreowani. Poniekąd może i ciekawi. Jest ich mało, ale nie mamy przynajmniej do czynienia z jednolitą papką. Jednak jacy by oni nie byli różnorodni, każdy - co do joty - jest niezwykle irytujący! Nie wiem po czyjej stronie leży wina - autorki? mojej? wydawnictwa? - ale jest to jedna z tych rzeczy, które mnie tak potwornie zniechęciła do tej książki.
Drugą z takich rzeczy jest miejscowa znieczulica - czyli momenty tak głupie, że aż bolą.
DWIEŚCIE EURO KIESZONKOWEGO MIESIĘCZNIE!
Nie wiem w jakim domu wychowywała się autorka; nie wiem ile zarabia teraz; nie wiem ile zarabia psychiatra w Niemczech (jako że ojciec Ellie był psychiatrą), ale z tymi DWUSTOMA EURO KIESZONKOWEGO MIESIĘCZNIE to już chyba lekko przesadziła. Gdybym ja dostawała dwieście, chociażby, złotych kieszonkowego (zacznijmy od tego, że gdybym w ogóle dostawała kieszonkowe) byłabym wniebowzięta, a naszej kochanej bohaterce jeszcze mało (nie, że starcza jej to na tydzień, ale mogła by wziąć tę swoją małą fortunę, zamknąć paszczę i nie denerwować ojca chłopakiem-demonem).
Takich perełek w "Pożeraczu snów" jest jeszcze kilka (jak np. wampiry zżerające na śniadanko Niemców, gdyż ponieważ jest u nich przeludnienie), ale nie miałam siły rozpaczać nad każdym z nich przez całą książkę (więc chcieć to móc - wystarczy nie nurkować zbyt daleko w książkę, by się nie utopić).
Podsumowując... "Pożeracz snów" Bettiny Belitz jest książką młodzieżową z gatunku tych do poczytania w poczekalni przed wizytą u lekarza (przynajmniej dla mnie). Potencjał w książce był, ale autorka skoncentrowała się nie na tym, na czym powinna. Jeśli lubi się wartką akcję i wielką przygodę, gdzie głównym wątkiem nie jest wątek miłosny - stanowczo nie polecam. Jednak dla miłośników paranormal romance - książka bardzo dobra.
Autor: Bettina Belitz
Tytuł: Pożeracz snów
Seria: O Ellie
Tłumacz: Alicja Rosenau
Liczba stron: 507
Wydawnictwo: Znak Emotikon
Data wydania: 15 czerwca 2011
"Pożeracza snów" Bettiny Belitz dostałam od wydawnictwa Znak Emotikon. Dziękuję.
czytałąm tyle różnych recenzji, że już się nie moge doczekac aż sięgnę po "Pożeracza Snów".
OdpowiedzUsuńNa dzień dzisiejszy to książka nie dla mnie, bo i paranormale coraz bardziej mnie nudzą to jeszcze nie mam czasu czytać czegoś o wydawać by się mogło tak niedopracowanej fabule. Irytujący bohaterzy - nie, nie, nie błagam..
OdpowiedzUsuńStoi na półce i czeka na swoją kolej. Jestem ciekawa moich odczuć po lekturze, bo spotkałam się z bardzo różnymi recenzjami.
OdpowiedzUsuńNo to mnie dobiłaś... Ja taaak kocham tę książkę ;( Ale każdy ma swoje zdanie oczywiście, nie mówię, że nie! ^^
OdpowiedzUsuńCzytam tę książkę i czytam, i skończyć nie mogę. Z tymi 200 euro powinna się cieszyć, fakt. Wkurza mnie Colin, wkurzają mnie przyjaciółeczki Ellie, a już najbardziej wkurzał mnie jej ojciec. Ale trzeba przyznać, wątek snów jest - choćby lekko liźnięty - nawet, nawet ciekaw :)
OdpowiedzUsuńMatt: I tak ja powiedziała nasza polonistka: "Dzień bez podlizywania jest dniem straconym" ;p. Z klasą? Chyba z klasą słonia w składzie porcelany.
OdpowiedzUsuńIsztar: Mam nadzieję, że ci się spodoba ;).
Kadzia: Dlatego jestem wdzięczna swojemu mózgowi, że woli fanstasy od paranormali, bo przynajmniej od czasu do czasu mogę odpocząć w średniowiecznym świecie :D.
Angela: Sama jestem ciekawa twojej opinii :)
Tirindeth: Wiem... Ty nawet nie wiesz, jak ja się denerwowałam, gdy Sihh powiedziała, że pokaże ci moją opinię o tej książce na fantasybook. Ale głowa do góry - jest jeszcze Isz! :D
Nadeine: No właśnie wiem i dlatego mnie tak wkurza to, że autorka tego wątku w ogóle nie rozwinęła!
I powrócił ten temat z fantasybook.. Kompletnie o tym zapomniałam, a teraz sobie przypomniałam, że było coś takiego ^^
UsuńEch... Trzeba było nie przypominać :D.
UsuńZgadzam się, książka przeciętna, mimo że wątek snów zapowiadał się ciekawie. ;)
OdpowiedzUsuńA ja będę bronić tej książki, a właściwie trylogii, bo tak ją trzeba widzieć. Dodam, że całość przeczytałam po niemiecku i ujął mnie sposób narracji, oniryczny, poetycki, zamglony. Wiele z wątków rozpoczętych w pierwszym tomie wyjaśnia się dopiero w ostatniej części, tam też znacznie więcej się dzieje. Nie jestem zbytnio oczytana w paranormalach, ale ta pozycja wydała mi się odmienna od przeciętnej sieczki z tego gatunku.
OdpowiedzUsuńCo do realiów życia w Niemczech i Twoich wątliwości odnośnie 200 euro kieszonkowego - owszem, to sporo. Ale nie do przesady. Lekarze należą do najlepiej zarabiającej grupy zawodowej, zarobki rzędu 200 000 euro rocznie to norma, a na pewno nie najwyższy pułap. Niektóre nastolatki naprawdę dysponują takimi kwotami. A co do wampirów spożywających Niemców na śniadanie - skąd Ty to wytrzasnęłaś?! Naprawdę gdzieś tam jest to napisane? :-)